24 stycznia, sobotnia noc, z nieba lecą płatki śniegu a ulicą Rewolucji 1905 r., powoli spacerują kolejne osoby w stronę klubokawiarni Granda gdzie tego wieczoru będzie można posłuchać klasyki punk-rocka.
Do Łodzi przyjechali The Vibrators – zespół, który narodził się w lutym 1976 r. podczas pierwszej fali brytyjskiego punk-rocka.
Kilka miesięcy później zespół wydał swój pierwszy debiutancki singiel i jednocześnie jeden z nielicznych singli z tego typu muzyką na rynku „We Vibrate”. Zaowocowało to podpisaniem umowy z Epic Records i wydaniem kolejnego singla „Baby Baby” i debiutanckiej płyty „Pure Mania”. Następne lata to różne składy i kolejne nagrania, ostatnim krążkiem z 2014 r. jest „Punk Mania: Return To the Roots” Punkowe brzmienie zatoczyło koło i tak też miało być podczas łódzkiego koncertu…
Zanim na scenę weszli The Vibrators publikę rozgrzali Royal Spirit, którzy już podczas pierwszego numeru zerwali strunę na gitarze elektrycznej.
Zapasowych nie mieli wszakże to koncert punkowy a nie amfiteatr z całą masą zastępczych instrumentów w pogotowiu. Gdy myśl nagłego zakończenia setu przez chwilę przeszła po głowach Royal Spirit i publiczności muzycy The Vibrators zapodali swoją gitarę na scenę…! Co by nie mówić – Szacun! Chłopaki zagrali swoje kawałki do końca i od razu momentalnie nie tracąc zbędnego czasu sprawnie podpięli się The Vibrators. Szczęśliwą gitarę tego wieczoru złapał Darrel Bath, do basu dopadł najbardziej wytatuowany człowiek z grupy Pete, na perkusji zasiadł John „Eddie” Edwards, który jak się potem okazało podczas występu pokazał kilka fajnych technicznych sztuczek.
Londyńczycy okazali się bardzo zgranym bandem, pokazali solidny warsztat.
Do tego byli wyluzowani, uśmiechnięci, wszyscy w trójkę śpiewający i cieszący się z grania.
Po koncercie (przed również) chętnie rozmawiali i robili sobie zdjęcia z publicznością. Na koncert zabrali ze sobą również całe mnóstwo gadżetów: płyt, koszulek, naszywek i innych rzeczy. Napis Garage Punk na czarnej koszulce ozdobionej Czachą chyba określił klimat tego koncertu – mały lokal i granie tuż pod stopami zgromadzonych ludzi. Fajny garażowy koncert punkowy po którym w uszach szumiało jeszcze przez 2 dni!
Wszystkie zdjęcia do zobaczenia w GALERII